Zdjęcie główne: Dominika Jarosz, obrobione przez Bryckiego
Mam nadzieję, że nie uznacie tego tytułu za clickbaitowy, no bo ja przecież w spodniach na pasek chodzę CZASEM – tak jak i w spodniach na szelki. Mimo to swoim klientom, a także w internecie, w zdecydowanej większości polecam spodnie z wyższym stanem i szelkowe, przynajmniej jeżeli mówimy o garniturach. Najpierw może trochę przedstawię, z czym wiąże się jedno i drugie, a potem opiszę, dlaczego ja podejmuję takie, a nie inne decyzje, bo moje spojrzenie może Wam w sumie trochę pomóc w spojrzeniu na budowanie własnej garderoby.
Spodnie na pasek – takie standardowe, dostępne w sklepach – zazwyczaj mają niski lub średni stan, czyli nosi się je pod brzuchem. W przypadku sylwetki męskiej, moim zdaniem, takie spodnie wizualnie skracają nam nogi i sprawiają, że mamy bardzo długi korpus. Dodając do tego fakt, że zazwyczaj takie spodnie są dość wąskie, to już zaczynamy gdzieś gubić proporcje i wyglądamy na bardziej przysadzistych i niższych, niż w rzeczywistości. Sam ten efekt może nie jest jakoś bardzo przeszkadzający, natomiast zaburzenie proporcji już tak.
W takich spodniach nosimy pasek, aby utrzymać je w odpowiednim miejscu. No i ten pasek musi być ściśnięty mocno, a i tak spodnie się zsuwają. Koszula lubi wychodzić ze spodni, ponieważ jest bardzo mało tkaniny przy biodrach i bardzo łatwo się po prostu wysuwa. Jedyną zaletą takich spodni jest dla mnie to, że są ogólnodostępne i jesteśmy do nich przyzwyczajeni.
Spodnie na pasek, które noszę ja, różnią się przede wszystkim stylistyką i wysokością stanu. Noszę je tak samo wysoko, jak spodnie na szelki, aby wizualnie nogi były dłuższe, bo taka proporcja mi się podoba. Jest to możliwe wtedy, gdy stan wypada nam nad kolcami biodrowymi – dzięki temu moje spodnie nie są tak bardzo ciasne, żeby bolał mnie brzuch np. przy jedzeniu, a jednocześnie nie zsuwają się za często, choć i tak trzeba je poprawiać. Mają też zakładki, aby ten front spodni, przy wyższym stanie, nie był wizualnie pusty, tylko przełamany.
Spodnie na szelki z kolei to najwygodniejsze spodnie w męskiej szafie i nawet nie otwieram dyskusji, bo nie ma po co. Pas może być w nich szerszy, bo trzymają się nam na ramionach, a nie przez spięcie w talii. Mogą mieć różne bajeranckie wykończenia i z tego korzystamy na potęgę w Buczyńskim – salonie szycia miarowego, w którym pracuję – modyfikując gurt na wiele sposobów. Wreszcie ten wyższy stan przykrywa brzuch, bo musi być mniej-więcej na pępku, i pięknie domyka sylwetkę przy zapiętej marynarce, bo nie wystaje nam spod niej koszula. No właśnie, koszula trzyma się w spodniach na szelki sama i nie chce z niej wychodzić, bo takie są fajne, nie trzeba nosić wtedy żadnych uchwytów czy taśm dodatkowych do trzymania jej w miejscu.
No więc skoro spodnie na szelki są takie super, dlaczego nie chodzę tylko w nich?
Bo mogę. I tyle.
Tak jak pisałem w swoim ostatnim wpisie, nie zawsze trzeba ubierać się 10/10 i czasem chcemy po prostu coś przełamać, wykorzystać inny krój czy fason. Ja tak mam ze spodniami na pasek – bo oczywiście moje spodnie na szelki są najwygodniejsze i stylowe, to jednak czasem chcę nie zakładać szelek dla różnorodności, a czasem chcę się pochwalić ładnym skórzanym paskiem, a tego w spodniach szelkowych – uwaga uwaga – nie da się zrobić za łatwo. Ta różnorodność jest piękna i nie chcę z niej rezygnować tylko dlatego, że w jednym określonym kroju czy tkaninie czuję się najlepiej. Ubiór to przecież moja pasja, trochę zabawy musi w tym być, trochę próbowania i testowania, a jaki jest fun w chodzeniu ciągle w tym samym?
Także tak, spodnie na szelki są zdecydowanie najwygodniejsze i robią największy efekt wow, ale czasem ten efekt wow chcę osiągnąć kurtką czy marynarką, albo nie osiągać go wcale. Zachęcam do eksplorowania i korzystania ze wszystkich możliwości, bo tak jak i nie jemy ciągle tego samego ulubionego dania, tak nie musimy zawsze chodzić w najwygodniejszych spodniach. Myślę, że znalezienie takiego luzu w ubieraniu się jest czymś, do czego warto dążyć i liczę na to, że z każdym kolejnym wpisem jesteśmy coraz bliżej.
Komentarze