Odnoszę takie wrażenie, że proces uczenia się jest bardzo podobny dla każdego hobby.
Pamiętam swoje początki w kwestii ubierania się – na początku czytałem wszystko, co wpadło mi w ręce, a kiedy skończyły mi się blogi i poradniki, to myślałem, że znam się na rzeczy, a po prostu brakuje mi ubrań. Chciałem uczyć wszystkich wokół i nie docierało do mnie, że niektórzy mogą nie chcieć się ubierać tak, jak ja.
Z fotografią było podobnie – po przeczytaniu miliona poradników myślałem, że wiem wszystko na temat sprzętu, ale po prostu brakuje mi trochę praktyki. Było w tym sporo prawdy, ale wtedy nie zdawałem sobie sprawy, że tak naprawdę brakowało mi… otwartości. Chęci do eksperymentowania, bo zamknąłem swoje myślenie w ramach zasad, czy to elegancji, czy to idealnej ekspozycji.
Moim zdaniem nie da się ominąć tego etapu. Kiedy zachowywałem się, jakbym pozjadał wszystkie rozumy, to ani nie wyglądałem dobrze, ani nie robiłem super zdjęć. Z czasem jednak odbiłem trochę w drugą stronę, a po czasie zrozumiałem, że tu nie chodzi o to, aby zawsze być najlepiej ubranym i robić perfekcyjne zdjęcia – chodzi o to, aby czerpać radość z tego, co się robi. Kiedy trochę odpuściłem, to zacząłem czuć się dużo lepiej w swoich ubraniach, a zdjęcia, które robiłem, podobały mi się dużo bardziej. Dopiero wtedy poszedłem do przodu.
Nie potrafimy docenić tego, ile osiągniemy w 5 lat trzymając się naszej ścieżki, a przeceniamy to, ile możemy osiągnąć w rok. Niezależnie czy mówimy o ubraniach, fotografii, nawet parzeniu kawy… czas spędzony na danej czynności nie jest czymś, co tak łatwo przeskoczyć. Jeżeli miałbym coś doradzić sobie sprzed lat, to byłoby to tylko tyle: Kamil, trochę więcej pokory, ale rób to, co robisz – nawet jeżeli idzie Ci narazie mega słabo. Będzie dobrze.
Komentarze